Wybaczcie Dianie, że nie dodaje rozdziałów, ale trafiła do szpitala. Jak trafiłyśmy do drugiej cioci, czyli tydzień temu, zaczęła się ciąć. Nie wyrabia psychicznie. Niedługo pewnie wyjdzie ze szpitala, ale boję się, że to się powtórzy. Także proszę o wyrozumiałość dla mojej starszej siostry.
niedziela, 25 maja 2014
niedziela, 11 maja 2014
Rozdział 14
Weszłam do pokoju i wyczułam ni to ludzi, ni to wampiry,
sztuk 3. Czyli ruda rozpoczęła przemianę. Jad już się wchłonął, więc było zbyt
późno. Super! Jeszcze mi tu trzech nowonarodzonych brakowało! I śmiem wątpić w
ich samokontrolę, jako newborn’ów. Czyli będę tu miała jeszcze większy dom
wariatów, niż jak niemal wszyscy byli ludźmi. Po prostu nic, tylko się załamać…
Ruszyłam za wonią przemienianych. Wszyscy trzej leżeli na
podłodze w pokoju telewizyjnym. Przemiana już się kończyła, więc ból był tak
silny, że nie byli nawet w stanie krzyczeć. Po chwili usłyszałam ostatnie
uderzenie serca Louisa, który chwilę później otworzył oczy i się podniósł.
„Harry, idź” – przekazałam mojemu chłopakowi za pomocą
skopiowanej od rudej telepatii. Hazz skinął głową i po chwili wyszedł z
pomieszczenia.
- Co się stało? – zapytał Louis.
- Jesteś wampirem, kuzynku, podobnie jak ja i Niall. No i
reszta chłopaków, poza Harrym. A, i powiedz chłopakom, żeby na razie w miarę
możliwości, unikali ludzi. Nie chcę mieć kłopotów z Volturi – powiedziałam, po
czym opuściłam pokój. Mam dość wampirów, jak na jeden dzień. Wtedy poczułam,
jakby ktoś wysysał ze mnie całą energię.
- Harry, pomóż – powiedziałam, po czym zemdlałam.
*Harry*
- Harry, pomóż – powiedziała Lizz, po czym ugięły się pod nią
kolana. Upadła. Wziąłem ją na ręce, po czym zaniosłem ją do jej pokoju i
usiadłem obok. Przejechałem delikatnie palcem po jej policzku. Jej powieki
delikatnie drgnęły, po czym jej oczy się otworzyły.
- I co, Harry, jakieś teorie? – zapytała słabym głosem.
- Na razie nic prawdopodobnego, ale jak pojawi się coś
realnego, natychmiast cię o tym poinformuję. A teraz odpocznij – powiedziałem,
po czym podniosłem się, żeby wyjść. Gdy byłem już przy drzwiach, poczułem na
ręce lodowate palce blondynki.
- Harry, proszę, zostań – powiedziała błagalnym tonem. Nie
odpowiedziałem, tylko odwróciłem się i pocałowałem ją. Niemal od razu oddała
pocałunek.
- Kocham cię – powiedziała, gdy się od siebie oderwaliśmy.
- Też cię kocham – odparłem, po czym przyciągnąłem ją do
siebie. Bez słowa wtuliła się w moją klatkę piersiową. Staliśmy tak, dopóki do
pomieszczenia nie wszedł Lou.
- Niall kazał was zawołać. Trzeba posprzątać po rudej –
powiedział, po czym zdematerializował się. Moja dziewczyna się uśmiechnęła.
- Co się stało, Lizz?
- Nic, a co, już nawet uśmiechnąć się nie można?
- A czy ja coś mówię? – nie odpowiedziała, tylko w
nienaturalnie szybkim tempie wybiegła z pokoju. Niemal od razu wybiegłem za
nią. Cały czas myślałem, kim ona może być. Rozważałem już radioaktywne pająki i
Kryptonit, ale to raczej nie jest prawdopodobne. Gdzieś w mojej podświadomości
nadal odzywał się głosik: „a co, jeśli ona jest czarnym charakterem? Na
przykład wampirem?” Ale skutecznie odrzucałem od siebie tą teorię. Nie
wierzyłem, że Ona może być wampirem. Czarnym Charakterem. To nie możliwe.
*Lizz*
Tempem nieco szybszym niż ludzkie wybiegłam z pokoju i
ruszyłam na dół. Za mną wybiegł Harry.
- Chłopaki! Co to było?! – zapytałam, zanim jeszcze Harry
doszedł do schodów i tak cicho, że człowiek by mnie nie usłyszał.
- Lou przypadkiem odkrył dar – powiedział Niall równie cicho,
co ja – zabiera siłę życiową. Człowieka by zabił.
- Dobrze, że nie trafiło na człowieka – zaśmiałam się. Wtedy
do pokoju wszedł Hazz.
- O czym gadacie? – zapytał.
- O niczym, co mogłoby cię obchodzić – odparł blondyn lekko
warcząc. Delikatnie złapałam go za ramię.
- Niall, uspokój się – powiedziałam. Chłopak niemal od razu
się uspokoił, a krwawy barwnik zniknął z jego tęczówek. Gdy tylko jego oczy
stały się na powrót niebieskie, w wampirzym tempie znalazłam się koło Hazzy,
który delikatnie objął mnie ramieniem. Louis zaczął się wkurzać.
- Lou! Chyba nie chcesz Go zabić?! – zapytałam przerażona.
- A nawet jeżeli tak, to co? Będziesz bronić śmiertelnego?
- Będę. I zabiję cię, jeżeli mu coś zrobisz.
- Aż tak go kochasz?
- Tak. I błagam cię, nie rób mu krzywdy – gdy to
powiedziałam, chłopaki wyprowadzili go z pomieszczenia, a ja z Harrym wyszliśmy
na dwór i udaliśmy się w stronę czarnego Range Rovera. W pewnym momencie mój
chłopak zaczął dziwnie słabnąć. Chwilę później upadł na kolana. Wiedziałam, kto
się za tym kryje.
__________________________________________________________
Udało mi się sklecić 14! Oczywiście wiadomo, kto się kryje za dziwną "chorobą" Hazzy ;)
Czytasz=komentujesz
ps
Podoba się nowy szablon?
czwartek, 1 maja 2014
Rozdział 13
*Wieczorem*
Wszyscy, oprócz mnie i Nialla, poszli spać. Blondyn poszedł
odwiedzić Alice, a ja, cóż, zostałam sama w domu pełnym śpiących śmiertelników.
Wszystkie książki, do których mam dostęp, znam na pamięć. Jaka szkoda, że nie
ma tu Harrego! Mogłabym przynajmniej patrzeć, jak śpi. Chwila! To jest myśl!
Wyskoczyłam przez okno i w wampirzym tempie okrążyłam dom. Szybko znalazłam
Jego pokój. Podeszłam więc pod odpowiednie okno i… wskoczyłam na zewnętrzny
parapet. Na szczęście „wejście” było otwarte. W mgnieniu oka znalazłam się w
pokoju lokowatego. Nagle wypowiedział moje imię. Myślałam, że się obudził, bo
wypowiedział je całkowicie przytomnym głosem, ale nie… Brunet spał w najlepsze.
Odetchnęłam z ulgą. Bałam się, że mnie
zobaczy! Jego pokój opuściłam równo ze wschodem słońca. Szybko wskoczyłam do
swojej sypialni (?), przebrałam się i niespiesznie zeszłam na dół. Siedział tam
już mój kuzynek.
- Cześć Lou
- Cześć Lizz – odpowiedział całkowicie bezbarwnym głosem. Spojrzałam
w jego oczy. Były szare i puste. Puste jak oczy Jess po przemianie. „Co mu się
stało?!” pomyślałam. W tempie nieco szybszym niż ludzkie opuściłam
pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy. Na schodach spotkałam Harrego.
Niewiele myśląc rzuciłam mu się na szyję.
- Lizz, skarbie, co się stało? Wyglądasz na smutną.
- Lou, on… Zresztą sam zobacz
Zeszliśmy na dół. Lou nadal był pod wpływem czyjegoś daru.
- Cześć Louis! – powiedział Hazz.
- Cześć Harry – znowu usłyszałam ten bezbarwny ton.
- Co mu się stało? – Zapytał mnie.
- Sama chciałabym to wiedzieć – odpowiedziałam. I było to
zgodne z prawdą. Chciałam wiedzieć. Chciałam wiedzieć, jak mu pomóc. A może by
tak spróbować? Skupiłam się na tym, jak „założyć” tarczę na kogoś. I po chwili,
jest! Oczy Lou na powrót stały się niebieskie.
- Gdzie ja jestem? – zapytał jeszcze lekko nieprzytomnym
głosem.
- W salonie, Lou.
- Co się stało?
- Sama chciałabym to wiedzieć – odpowiedziałam, po czym
poszłam na górę. Poczułam, że ktoś za mną idzie. Odwróciłam się. Harry. Czyli
wszystko w normie. Podszedł do mnie i delikatnie mnie pocałował.
- Skarbie, poszłabyś ze mną na spacer?
- Jasne!
- To chodź.
Po chwili opuściliśmy budynek i wsiedliśmy do czarnego Range
Rovera. Po chwili dojechaliśmy nad Tamizę. Powoli szliśmy brzegiem rzeki
trzymając się za ręce. Byliśmy sami.
*Pół godziny później*
Wróciliśmy do samochodu, a potem do domu. Weszliśmy do
budynku i przywitała nas głucha cisza. Wyczuwałam minimalną woń obcego wampira.
Po chwili w drzwiach pojawiła się obca wampirzyca.
- O, widzę, że przyprowadziłaś jeszcze jedną przekąskę!
- Spróbuj go tknąć, a pożałujesz!
- Czyżby? – powiedziała, po czym przygotowała się do skoku. Byłam
szybsza. Skoczyłam na nią i urwałam jej łeb.
- Harry, daj zapałki
- Ale…
- Szybko!
Po chwili wrócił z pudełkiem zapałek. Wampirzyca została już
przeze mnie rozerwana na strzępy. Chłopak podał mi pudełko. Wyjęłam z niego
zapałkę i rzuciłam na pozostałości po dziewczynie. Zobaczyłam że w oczach
Harrego wcale nie ma strachu. Zdziwiłam się, bo właśnie zabiłam „człowieka”.
- Kim ty, właściwie jesteś? – spytał.
- Nie mogę ci powiedzieć, ale z chęcią wysłucham twoich
teorii.
____________________________________________________
No i naskrobałam co nieco ;) Wiem, że krótki, ale moja wena wyjechała na przedwczesne wakacje na Karaiby albo i dalej.
Czytasz=komentujesz
Subskrybuj:
Posty (Atom)