czwartek, 1 maja 2014

Rozdział 13



*Wieczorem*

Wszyscy, oprócz mnie i Nialla, poszli spać. Blondyn poszedł odwiedzić Alice, a ja, cóż, zostałam sama w domu pełnym śpiących śmiertelników. Wszystkie książki, do których mam dostęp, znam na pamięć. Jaka szkoda, że nie ma tu Harrego! Mogłabym przynajmniej patrzeć, jak śpi. Chwila! To jest myśl! Wyskoczyłam przez okno i w wampirzym tempie okrążyłam dom. Szybko znalazłam Jego pokój. Podeszłam więc pod odpowiednie okno i… wskoczyłam na zewnętrzny parapet. Na szczęście „wejście” było otwarte. W mgnieniu oka znalazłam się w pokoju lokowatego. Nagle wypowiedział moje imię. Myślałam, że się obudził, bo wypowiedział je całkowicie przytomnym głosem, ale nie… Brunet spał w najlepsze. Odetchnęłam  z ulgą. Bałam się, że mnie zobaczy! Jego pokój opuściłam równo ze wschodem słońca. Szybko wskoczyłam do swojej sypialni (?), przebrałam się i niespiesznie zeszłam na dół. Siedział tam już mój kuzynek.
- Cześć Lou
- Cześć Lizz – odpowiedział całkowicie bezbarwnym głosem. Spojrzałam w jego oczy. Były szare i puste. Puste jak oczy Jess po przemianie. „Co mu się stało?!” pomyślałam. W tempie nieco szybszym niż ludzkie opuściłam pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy. Na schodach spotkałam Harrego. Niewiele myśląc rzuciłam mu się na szyję.
- Lizz, skarbie, co się stało? Wyglądasz na smutną.
- Lou, on… Zresztą sam zobacz
Zeszliśmy na dół. Lou nadal był pod wpływem czyjegoś daru.
- Cześć Louis! – powiedział Hazz.
- Cześć Harry – znowu usłyszałam ten bezbarwny ton.
- Co mu się stało? – Zapytał mnie.
- Sama chciałabym to wiedzieć – odpowiedziałam. I było to zgodne z prawdą. Chciałam wiedzieć. Chciałam wiedzieć, jak mu pomóc. A może by tak spróbować? Skupiłam się na tym, jak „założyć” tarczę na kogoś. I po chwili, jest! Oczy Lou na powrót stały się niebieskie.
- Gdzie ja jestem? – zapytał jeszcze lekko nieprzytomnym głosem.
- W salonie, Lou.
- Co się stało?
- Sama chciałabym to wiedzieć – odpowiedziałam, po czym poszłam na górę. Poczułam, że ktoś za mną idzie. Odwróciłam się. Harry. Czyli wszystko w normie. Podszedł do mnie i delikatnie mnie pocałował.
- Skarbie, poszłabyś ze mną na spacer?
- Jasne!
- To chodź.
Po chwili opuściliśmy budynek i wsiedliśmy do czarnego Range Rovera. Po chwili dojechaliśmy nad Tamizę. Powoli szliśmy brzegiem rzeki trzymając się za ręce. Byliśmy sami.
*Pół godziny później*
Wróciliśmy do samochodu, a potem do domu. Weszliśmy do budynku i przywitała nas głucha cisza. Wyczuwałam minimalną woń obcego wampira. Po chwili w drzwiach pojawiła się obca wampirzyca.
- O, widzę, że przyprowadziłaś jeszcze jedną przekąskę!
- Spróbuj go tknąć, a pożałujesz!
- Czyżby? – powiedziała, po czym przygotowała się do skoku. Byłam szybsza. Skoczyłam na nią i urwałam jej łeb.
- Harry, daj zapałki
- Ale…
- Szybko!
Po chwili wrócił z pudełkiem zapałek. Wampirzyca została już przeze mnie rozerwana na strzępy. Chłopak podał mi pudełko. Wyjęłam z niego zapałkę i rzuciłam na pozostałości po dziewczynie. Zobaczyłam że w oczach Harrego wcale nie ma strachu. Zdziwiłam się, bo właśnie zabiłam „człowieka”.
- Kim ty, właściwie jesteś? – spytał.
- Nie mogę ci powiedzieć, ale z chęcią wysłucham twoich teorii.
____________________________________________________

No i naskrobałam co nieco ;) Wiem, że krótki, ale moja wena wyjechała na przedwczesne wakacje na Karaiby albo i dalej. 

Czytasz=komentujesz

2 komentarze:

  1. Rozumiem Cię u mnie ostatnio wena też troszeczkę szwankuje, gdyż zbyt dużo imprez z okazji 18 urodzin, ale muszę to przetrwać i wrócić do swojego rytmu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże cała ja. Zapomniałam napisać opinii na temat rozdziału, który jest jak zawsze genialny. Czekam na next :)
    ps. Wpadnij do mnie.

    OdpowiedzUsuń