niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 10



*Aro*
Nie udało nam się przekonać Lizz, aby do nas dołączyła. A szkoda… Przydałaby się nam taka tarcza…
* Parę dni później*
*Lizz*
Ostatnio nie widuję już Volturi. Uff… bałam się, że porzucili już Volterrę i przeprowadzili się do Doncaster.
~*~

- Lizz proszę…
- Nie! – przerwałam Louis’owi. Znów chciał, abym pojechała do Londynu. Nie wiem czemu. W końcu tutaj, w Doncaster nic mi nie grozi. Tylko Nate wciąż błaga mnie o wybaczenie, ale teraz zaczął mnie unikać. Jak wszyscy zresztą. Instynktownie omijają mnie szerokim łukiem. Kolejna zaleta wampiryzmu.
- Ale Lizz…
- Nie!
- Proszę Cię…
- Nie!
- Lizz, proszę cię, pojedź z nami – Harry włączył się do rozmowy. Byłam tak zdziwiona, że nawet mu nie przerwałam.
- Nie! – odparłam po dłuższej chwili.
- Ale czemu? – Lokowaty zrobił `Oczy Kota ze Shreka`*.
- Między innymi ze względu na o, że ty tam mieszkasz – odpowiedziałam kretynowi.
- Lizz, prosimy… - tym razem obaj zrobili minki Kota w Butach*.
- No dobra, ale nie ze względu na ciebie, Harry.
Zgodziłam się… Czemu? Nie wiem. Powoli zaczynam żałować, że nie przyjęłam oferty Volturich.

* Kilka dni później*
No i siedzę ze świrem i idiotą, w samochodzie tego drugiego. Będę musiała spędzić z nimi jeszcze co najmniej 3h. Może jakoś to przeżyję. Wróć, przetrwam. Przecież nie żyję.

*3 niemiłosiernie dłużące się godziny później*

Nareszcie! Witaj stolico! Jestem już w swoim pokoju w willi(!) chłopaków. Muszę przyznać, mają niezły gust! Chociaż, jako że planuję tu spędzać coś koło 4h na dobę, więc wystrój jest mi w zasadzie obojętny. Usłyszałam pukanie do drzwi. Był to Lou.
- Proszę! – krzyknęłam. Mój kuzynek powoli wszedł do środka.
- Podoba ci się? – spytał.
- Jasne! Muszę powiedzieć, że w mój gust trafiliście idealnie!
- Cieszę się. Za pół godziny obiad.
- Dzięki, zjem na mieście – okłamałam go. W końcu nie mogłam mu powiedzieć, że przebiegnę 30 mil do Epping Forest, aby zapolować na jakieś zwierzę i wypić jego krew. Wyobraziłam sobie, jaką minę by miał, gdybym powiedziała mu prawdę i zachichotałam. – Idź już, Lou – gdy to powiedziałam, Louis wyszedł, a ja wybuchnęłam śmiechem. Gdy udało mi się opanować rozbawienie, wyszłam z domu(?) i poszłam do parku Greenwich Park, a stamtąd ruszyłam biegiem w kierunku północnym. 2h później byłam już po polowaniu. Następna wizyta w lesie za tydzień.  
________________________________________________________________

Uff... Sorry, że krótki, ale nie mam czasu i weny. Zastanawiałam się nawet nad zawieszeniem bloga, ale doszłam do wniosku, że Monia mnie zamorduje, jeżeli to zrobię. A więc jest 10! 

Czytasz=komentujesz

2 komentarze:

  1. No masz pisać dalej!! Bo jak nie to wiesz co z Tobą zrobię.
    Czekam na next i życzę weny :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Okeyy juz jestem na bieżąco ;D znalazlam troche czasu na czytanie i pisanie ;3
    Rozdzial swietny jak zawsze i ani mi sie waż zawieszac bloga! ;D

    OdpowiedzUsuń