Dedyk dla mojej "kochanej" siostry, wymuszony szantażem. Mam nadzieję, że wszystkim się spodoba!
_____________________________________________________________
*Lizz*
- Co na śniadanie, skarbie? – wrzasnął debil zwany Harrym.
Poczułam, że moje tęczówki się czerwienią.
- Do kogo ty mówisz? Nie widzę tu nikogo, do kogo miałbyś
prawo się tak odnosić – odwrzasnęłam. Spróbowałam się uspokoić. Wdech – wydech
itd. W końcu, gdy moje oczy na powrót przybrały zwyczajny kolor, odwróciłam się
od szorowanej patelni. Ten kretyn stoi za blisko! Nagle przycisnął swoje wargi
do moich. Skamieniałam. Będąc wampirem, potrafiłam stać bez ruchu nawet kilka
dni. Bezczelnie to wykorzystałam. Stałam niewzruszenie, niby marmurowy posąg.
Ten debil przegina!
~Chwilę Później~
Nareszcie ten kretyn się ode mnie oderwał. Spojrzał w moje,
mam nadzieję, że nie czerwone, oczy. Zachowałam iście posągowy wyraz twarzy. Nagle
poczułam zapach jego krwi. Poczułam silne pieczenie w gardle. Przestałam
oddychać. Wszystko, byleby nie czuć tego zniewalającego zapachu. „Lizz, opanuj
się!” – przyzywał mnie do porządku ledwie słyszalny głosik w mojej głowie. Nie
zamierzałam się na niego rzucić. Nie żeby coś… Po prostu nie chciałam mieć na
karku tajemniczych Volturi.
*Harry*
To wszystko działo się tak szybko! Nie myślałem, co robię.
Dałem się ponieść emocjom. Pocałowałem ją. Chociaż równie dobrze mógłbym całować
marmurową rzeźbę! Może jednak rzeczywiście mój ideał okazał się potworem z
legend? Nie! To nie możliwe! Ona na pewno jest człowiekiem. Musi być
człowiekiem. A jeżeli… Nie pozwalałem sobie na dokończenie tej myśli. Mimo to
wyobrażenie blondynki jako krwiożerczego monstrum nie dawało mi spokoju. Szybko
zrobiłem sobie kanapkę i poszedłem na górę. Muszę wszystko przemyśleć.
*Lizz*
Uff… Hazz poszedł do pokoju. Mimo to gardło nadal mnie
piekło. Udałam się więc ponownie na polowanie.
~*~
Pozbawiłam życia 2 niczego nie spodziewające się jelenie. Pfu!
Ich krew smakuje jak stara podeszwa! Chyba przestawię się na drapieżniki…
~*~
Ludzkim krokiem ruszyłam w kierunku domu. Otworzyłam drzwi.
W domu było cicho jak na cmentarzu… Kurde! Ta cisza źle mi się kojarzy.
- Chłopaki! Wróciłam! – zawołałam. Odpowiedziała mi głucha
cisza. Wbiegłam po schodach. Usłyszałam bicie serca… Czyli przynajmniej jeden
żyje. Mam nadzieję, że to Lou. Poszłam do swojego pokoju. Wyczułam znajomy
zapach Nialla. Weszłam do pomieszczenia.
- Cześć Skarbie – powiedział blondynek. No nie, jeszcze on!
- Nie mów do mnie „skarbie”! – podniosłam głos.
- Ok., Ok., wyluzuj! Nie wiedziałem, że jesteś tak przewrażliwiona!
- Nie przewrażliwiona tylko wkurzona na kogoś, kto poza tobą
używa wobec mnie takiego określenia – warknęłam – masz mi coś do powiedzenia? Jak
nie to spadaj! Chcę pobyć sama.
- Ok., już idę! Tak tylko wpadłem.
- To tak tylko teraz wypadniesz!
- Już mnie niema – powiedział i tyle go widziałam. Zatrzasnęłam
okno.
__________________________________________________________________
Świetny ! Harry sobie grabi hihihi
OdpowiedzUsuńGENIALNY!!!
OdpowiedzUsuń