poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział 7

Dedyk dla mojej "kochanej" siostry, wymuszony szantażem. Mam nadzieję, że wszystkim się spodoba!

_____________________________________________________________



*Lizz*

- Co na śniadanie, skarbie? – wrzasnął debil zwany Harrym. Poczułam, że moje tęczówki się czerwienią.
- Do kogo ty mówisz? Nie widzę tu nikogo, do kogo miałbyś prawo się tak odnosić – odwrzasnęłam. Spróbowałam się uspokoić. Wdech – wydech itd. W końcu, gdy moje oczy na powrót przybrały zwyczajny kolor, odwróciłam się od szorowanej patelni. Ten kretyn stoi za blisko! Nagle przycisnął swoje wargi do moich. Skamieniałam. Będąc wampirem, potrafiłam stać bez ruchu nawet kilka dni. Bezczelnie to wykorzystałam. Stałam niewzruszenie, niby marmurowy posąg. Ten debil przegina!

~Chwilę Później~

Nareszcie ten kretyn się ode mnie oderwał. Spojrzał w moje, mam nadzieję, że nie czerwone, oczy. Zachowałam iście posągowy wyraz twarzy. Nagle poczułam zapach jego krwi. Poczułam silne pieczenie w gardle. Przestałam oddychać. Wszystko, byleby nie czuć tego zniewalającego zapachu. „Lizz, opanuj się!” – przyzywał mnie do porządku ledwie słyszalny głosik w mojej głowie. Nie zamierzałam się na niego rzucić. Nie żeby coś… Po prostu nie chciałam mieć na karku tajemniczych Volturi.

*Harry*

To wszystko działo się tak szybko! Nie myślałem, co robię. Dałem się ponieść emocjom. Pocałowałem ją. Chociaż równie dobrze mógłbym całować marmurową rzeźbę! Może jednak rzeczywiście mój ideał okazał się potworem z legend? Nie! To nie możliwe! Ona na pewno jest człowiekiem. Musi być człowiekiem. A jeżeli… Nie pozwalałem sobie na dokończenie tej myśli. Mimo to wyobrażenie blondynki jako krwiożerczego monstrum nie dawało mi spokoju. Szybko zrobiłem sobie kanapkę i poszedłem na górę. Muszę wszystko przemyśleć.

*Lizz*

Uff… Hazz poszedł do pokoju. Mimo to gardło nadal mnie piekło. Udałam się więc ponownie na polowanie.

~*~

Pozbawiłam życia 2 niczego nie spodziewające się jelenie. Pfu! Ich krew smakuje jak stara podeszwa! Chyba przestawię się na drapieżniki…

~*~

Ludzkim krokiem ruszyłam w kierunku domu. Otworzyłam drzwi. W domu było cicho jak na cmentarzu… Kurde! Ta cisza źle mi się kojarzy.
- Chłopaki! Wróciłam! – zawołałam. Odpowiedziała mi głucha cisza. Wbiegłam po schodach. Usłyszałam bicie serca… Czyli przynajmniej jeden żyje. Mam nadzieję, że to Lou. Poszłam do swojego pokoju. Wyczułam znajomy zapach Nialla. Weszłam do pomieszczenia.
- Cześć Skarbie – powiedział blondynek. No nie, jeszcze on!
- Nie mów do mnie „skarbie”! – podniosłam głos.
- Ok., Ok., wyluzuj! Nie wiedziałem, że jesteś tak przewrażliwiona!
- Nie przewrażliwiona tylko wkurzona na kogoś, kto poza tobą używa wobec mnie takiego określenia – warknęłam – masz mi coś do powiedzenia? Jak nie to spadaj! Chcę pobyć sama.
- Ok., już idę! Tak tylko wpadłem.
- To tak tylko teraz wypadniesz!
- Już mnie niema – powiedział i tyle go widziałam. Zatrzasnęłam okno.
 
__________________________________________________________________

I oto siódemeczka! Podoba się? Plis, komentujcie!

2 komentarze: